Siostrzeństwo – t-shirtowy slogan czy światopoglądowa rewolucja?
Jesteś oddana pracy? Ojej, pewnie to Twój sposób na samotność. Nie pracujesz? Ojej, utrzymywanie przez męża to nie moja bajka. Jesteś wyzwoloną i szczęśliwą singielką? Ojej, pewnie po kryjomu kolekcjonujesz „matche” na Tinderze. Nikt tak Cię nie zrozumie jak inne kobiety. Zawsze bowiem znajdzie się „przyjazna” dusza, która wie lepiej, jak powinno wyglądać twoje życie, twoja kariera i zwróci uwagę na wszelkie niedociągnięcia – „Chętnie doradzę, KOCHANA!”.
W świecie zdominowanym przez męskie końcówki, luki płacowe, szklane sufity same wbijamy sobie hejterskie szpile. Nie byłyśmy uczone, żeby się „sojuszniczyć”, tylko żeby konkurować i prowadzić ciche wojenki. Ciche, ponieważ „złość piękności szkodzi”. Nikt nie słyszał o idei siostrzeństwa – jako odpowiedzi na braterstwo, męską sztamę, potrzebę życzliwego wsparcia. Prowadzone przez Martę Majchrzak z HERSTORIES badania społeczne boleśnie to potwierdzają. Sześć na dziesięć kobiet w Polsce czuje, że inne kobiety cieszą się z ich porażek. Ta tendencja jest najsilniejsza wśród kobiet pomiędzy 18 a 24 rokiem życia. Widać zatem wyraźnie, że siostrzeństwo to bańka – piękna, ale ulotna.
Wołanie o SOStrzeństwo
Obok tabu menstruacyjnego, slut shamingu, body shamingu, siostrzeństwo jest tematem, który uderza 2 patriarchalny porządek świata. Tymczasem z przeprowadzonego przez HERSTORIES i Zymetria badania (z 2021 roku) dowiadujemy się, że Polki i Polacy nie znają pojęcia siostrzeństwa – kojarzy je tylko 27 proc. osób w wieku 18-60 lat.
Idea siostrzeństwa nie zakorzeniła się też w środowisku pracy. Tylko co trzecia osoba dostrzega jej przejawy w firmie, szkole czy na uczelni. Wyłącznie 44 proc. respondentów deklaruje, że kobiety w Polsce wspierają się w rozwoju, zdobywaniu pozycji, awansach. Potwierdza to, że nie byłyśmy socjalizowane do życzliwości, tylko do strategicznej złośliwości, która nie pomaga oderwać się od firmowej „lepkiej podłogi”.
W takim właśnie świecie dorastałam i dojrzewałam. W takim świecie wchodziłam w świat budowania mojej ścieżki kariery. Bałam się innych kobiet – ich oceny, ich reakcji, ich mowy ciała. A lęk ten miał podatny grunt, pracowałam bowiem w sfeminizowanym środowisku pracy – organizowałam wydarzenia dla branży HR. Czułam się samotna i zagrożone przez współpracowniczki oraz surowe recenzentki mojej pracy, jednocześnie widząc powszechną i niemal niezniszczalną męską solidarność.
Jako eventowa konferansjerka, stawałam przed audytorium składającym się w 80-90% z kobiet. Ankiety ewaluacyjne, które przeprowadzałam po wydarzeniach z reguły były pochlebne, wysoko oceniające merytorykę i agendę, ale trafiały się również komentarze takie jak: „Dobrze, że ma Pani taki ładny uśmiech – można nim przykryć nieudolność prelegentów”. I właśnie z tym „ładnym uśmiechem” obserwowałam kolejne przejawy zakamuflowanej (i nie tylko!) złośliwości. Nie tylko wobec mnie.
Wiele moich koleżanek „po fachu” ucierpiało zawodowo z powodu innych kobiet. Były poniżane (często publicznie) i wyśmiewane. Szefowe często stosowały metodę „zimnego chowu” – bez emocjonalnego wsparcia i bez tolerancji dla wyzwań. Jedna z moich znajomych usłyszała „ciepłe słowa” od swojej przełożonej na temat metod antykoncepcyjnych z okazji zajścia w ciążę na okresie próbnym. Często odczuwalny był też brak wyrozumiałości w kontekście macierzyńskich wyzwań – potrzeby wcześniejszego wyjścia do przedszkola czy spontanicznego wolnego z powodu choroby dziecka.
Statystyki potwierdzają równie, że znaczna część pozwów o mobbing składanych do sądu pracy dotyczy nękania kobiet przez inne kobiety. Kim jest „typowa mobberka”?Według naukowców mobbują zazwyczaj kobiety sfrustrowane, o niskim poczuciu własnej wartości lub o wysokiej, ale niestabilnej samoocenie. Tzw. narcyzki. Mobbing może być też aktem zemsty za wcześniejsze złe doświadczenia w pracy i w życiu osobistym. Widać to wyraźnie w kontekście stanowisk kierowniczych. Wciąż niestety panuje przekonanie, że aby taki awans otrzymać, kobieta musi być bardziej „męska” od pracujących w biurze mężczyzn – surowsza i bezwzględniejsza. Musi zbudować swój autorytet. Często niestety kosztem „ofiar” – innych kobiet, w których widzi potencjalne zagrożenie.
Siostrzeństwo – emancypacyjny slogan?
Mam takie ciepłe wspomnienie z wczesnego dzieciństwa. Moja babcia mieszkająca na kujawskiej wsi, raz w miesiącu wybierała się na spotkania „koła gospodyń wiejskich”. Ideą tych nieformalnych stowarzyszeń było m.in. organizowanie wypoczynku i wyjazdów rekreacyjnych dla lokalnej społeczności, organizowanie przedszkola dla dzieci podczas żniw, rozwijanie przedsiębiorczości kobiet czy kultywowanie folkloru. Babcia czasem zabierała mnie na te spotkania i świetnie pamiętam płomienność dyskusji, rozważań, wymiany doświadczeń. To wspomnienie pobudziło we mnie pytanie: czy mamy wystarczająco determinacji i szczerych chęci do tworzenia „kół gospodyń miejskich”?☺
Od kilku lat można zauważyć trend powstania klubów biznesowych, konferencji, inicjatyw networkingowych wśród kobiet. Patrzę na to z ulgą i jednocześnie zastanawiam się, czy trend ten widoczny jest na firmowych korytarzach. Czy potrafimy kreować wewnątrzfirmowy networking oparty o otwartość? Prawdziwa wspólnota to bowiem codzienna, indywidualna i wspólna praca. To gotowość do podejmowania trudnych rozmów, otwartość na percepcję i ból drugiej kobiety, wzajemny szacunek i wreszcie – to odwaga, by zwrócić jej uwagę, gdy świadomie bądź nieświadomie robi komuś przykrość czy krzywdę. Ważna jest nasza reakcja na każdą formę przemocowego zachowania – gaslightingu, plotkowania, oczerniania, wyśmiewania. Jak mawia Natalia de Barbaro: „Nie cykorz siostro! Bój się i rób”.
Happy end?
Jeśli chodzi o moją osobistą historię siostrzeństwa, przełom zaczął się w momencie kryzysu – i życiowego, i zawodowego. Ostatnie miesiące przywróciły moją wiarę w życzliwość, wsparcie, bezinteresowność płynącą od kobiet. Stworzyłam wokół siebie krąg niesamowitych, mądrych, empatycznych dziewczyn, od których dużo się nauczyłam, które były moim lustrem, które uświadomiły mi, że nigdy nie będę szła sama. Cóż, jak trwoga to do sióstr! Wyszłam z traumy kilkukrotnie złamanego sera przez… kobiety.
Pamiętajmy, że siostrzeństwo nie oznacza, że musimy zaprzyjaźniać się z każda napotkaną kobietą. Chodzi o wsparcie, niepodkładanie sobie kłód, o wartościowy i jakościowy mentoring. Życzę sobie i Wam, aby #SOStrzeństwo tworzyły solidarność, odwaga i – po prostu – sympatia!
A na koniec okolicznościowe polecajki:
1. Wystąpienie TED Joanna Malinowska-Parzydlo (sis/hood), która wychodzi z postulatem pielęgnowania mody na siostrzeństwo.
2. Podcast Justyny Nagłowskiej z Kasią Nosowską, która wzruszająco obnaża kulisy swojego kryzysu i pokazuje rolę kobiet w „podreperowaniu się” – https://lnkd.in/dQqUu7UM
3. Autorem hasztagu #SOStrzeństwo jest architekt słowa Tomasz Słoma z firmy eTutor, który swoje słowotwórstwo praktykuje tutaj– https://lnkd.in/dcwRXYMT
autor: Joanna Pietrzak